Świadectwa uzdrowień

woda w dłoni   Kościół Chrześcijańskiej Nauki opiera swe nauczanie na autorytecie Biblii i dlatego głosi na nowo, że duchowe uzdrawianie, demonstrowane z taką mocą przez Chrystusa Jezusa, jego apostołów, jak również w mniejszej skali przez proroków Starego Testamentu, nie jest sprawą przeszłości. Powszechnie uważa się, że duchowe uzdrawianie zanikło trzy stulecia po Chrystusie, nie licząc odosobnionych przypadków w wiekach późniejszych. Dopiero odkrycie przez Mary Baker Eddy w r. 1866 Chrześcijańskiej Nauki i założenie przez nią Kościoła Chrystusa, Naukowca, wskrzesiło na nowy ten wydawało się utracony element chrześcijaństwa.

   Od początku swej działalności Pierwszy Kościół Chrystusa, Naukowca, w Bostonie, Massachusetts, USA, dokumentuje świadectwa uzdrowień, a po ich weryfikacji, publikuje je drukiem już ponad sto lat w czasopismach wydawanych przez Kościół oraz w innych środkach przekazu, używanych w obecnej erze nowych technologii.

   Świadectwa prezentowane tutaj będą pochodziły z różnych okresów, aktualne i te pochodzące z lat ubiegłych. Nie data bowiem jest ważna, ale przypadek uzdrowienia z choroby czy jakiejś innej dysharmonii. Każde uzdrowienie niesie ze sobą pocieszające przesłanie, że „… u Boga wszystko jest możliwe (Ewangelia Marka 10:27).

   Aby dowiedzieć się więcej o duchowym uzdrawianiu, kliknij „Czytaj więcej” i przejdź do hasła „Jak mogę być uzdrowiony”.

 

Czytaj więcej

 

 

 

Świadectwo uzdrowienia pobitego chłopca opublikowane w miesięczniku Le Hérault de la Science Chrétienne, Grudzień 1999 r.

   Kiedy poznałam Naukę Chrześcijańską, moi trzej synowie byli w wieku 7 lat, 4 lata, 6 miesięcy. W ciągu siedmiu lat, które upłynęły od tego momentu, mieliśmy wiele uzdrowień z różnych chorób, gorączki, złamań, oparzeń, skaleczeń, jak i sytuacji po doznanym upadku. Jeden z chłopców został potrącony przez ciężarówkę z taką siłą, że odrzuciło go na maskę samochodu nadjeżdżającego z przeciwka, a potem na drogę. Został kompletnie uzdrowiony przez modlitwę praktykującego Chrześcijańską Naukę i po tygodniu wrócił do szkoły. Świadomość, że przez modlitwę można wyjść z takich sytuacji bardzo nam pomagała i wszyscy zbliżaliśmy się do Boga.

   Chciałabym opowiedzieć o szczególnym przypadku, kiedy zostałam zmuszona wcielić w praktykę wszystko, czego nauczyłam się o Jezusie Chrystusie, o Bogu, i o uzdrowieniach, w pojęciu prawdziwego chrześcijaństwa. To się zdarzyło, kiedy mój syn, Łukasz, miał 13 lat. Szedł do szkoły z kolegami; od domu do szkoły było niedaleko, na piechotę 10 minut. W okolicy skrzyżowania dróg między szkołą a budynkiem znajdującego się w pobliżu liceum , zaatakowała mojego syna grupa chłopców. Atak ten był motywowany rasizmem. Matka jednego z uczniów, która przejeżdżała tamtędy samochodem, wjechała na chodnik i włączyła klakson, naciskając go aż do momentu, kiedy chłopcy odstąpili od mojego syna. Kiedy otrzymałam ze szkoły wiadomość o tym zdarzeniu, od razu zatelefonowałam do praktykującej Naukę Chrześcijańską prosząc o pomoc przez modlitwę. Z uczciwością i głębokim przekonaniem mogę stwierdzić, że nie miałam wątpliwości co do tego, że tylko modlitwa uzdrowi Łukasza. Moje serce wypełnione było miłością do Boga za jego czułą opiekę, którą On otacza swe dzieci. Uciszałam wszystkie inne myśli, aby słuchać tylko kierownictwa boskiej Miłości. Kiedy dotarłam samochodem do szkoły, zobaczyłam, że sytuacja wygląda o wiele gorzej od tego, co sobie wyobrażałam i ogarnęło mnie przerażenie. Łukasz nie mógł się sam poruszać. Wraz z innymi osobami zanieśliśmy go do samochodu. Powtarzałam mu, że nie ma się czego obawiać, że wszystko jest dobrze, bo wiedziałam, że człowiek jest umiłowanym dzieckiem Boga i jest pod jego wieczystą opieką. Kiedy już ułożyliśmy go w aucie, Łukasz powiedział: „Mamo, wiem, że Bóg to Miłość i kieruje moimi krokami.” I wtedy stracił przytomność. W każdym słowie, które wypowiedział, odczułam miłość i pokój. Wiedziałam, że on odczuł obecność Boga i dlatego ja mogłam też ją odczuć. Uspokoiłam się całkowicie i przestałam drżeć z przerażenia. Po powrocie do domu, zadzwoniłam do pielęgniarki pracującej według zasad Chrześcijańskiej Nauki i poprosiłam, aby przyszła. Do jej przybycia Łukasz już był w lepszym stanie. Zajęła się nim i pocieszała nas spokojnymi słowami.

   W mojej rodzinie nie ma Chrześcijańskich Naukowców i wszyscy byli pod wielkim wrażeniem, że nasz Kościół opiekuje się wszystkimi członkami z taką miłością. Postęp Łukasza był szybki. W tym dniu wieczorem jadł z dużym apetytem. A po czterech dniach, już w poniedziałek, wrócił do szkoły, bez widocznych większych obrażeń, oprócz małego sinego zabarwienia koło oka, co zostało szybko uzdrowione. W ten też poniedziałek zadzwoniła do mnie policja, mówiąc, że przypuszczają kto zaatakował mojego syna, ale nie mogą nic zrobić, gdyż nikt formalnie nie chciał zidentyfikować napastników. Podziękowałam grzecznie policjantowi, ale wewnątrz wszystko się we mnie gotowało. Byłam bardzo zła na policjanta, na świadków, na szkołę, na wszystkich. I co gorsze, uważałam, że moja wściekłość jest uzasadniona. Z ludzkiego punktu widzenia, reakcja ta była zrozumiała, ale w głębi mojego serca, jako chrześcijanki, wiedziałam, że to było złe. Nie mogłam zignorować tego, co mówił Jezus w Kazaniu na górze o miłowaniu nieprzyjaciół. Miałam do dyspozycji Chrześcijańską Naukę. Teraz był czas, aby wcielić ją w życie i praktykować. Wiadomą rzeczą dla mnie było, mam podążyć drogą Chrystusa. Zadzwoniłam do praktykującej Naukę Chrześcijańską, aby wspomogła mnie modlitwą. Krótko opowiedziałam jej o tym, co się zdarzyło Łukaszowi i o urazie, z którą się zmagałam. Praktykująca zacytowała mi między innymi werset 19 z rozdziału 12 Listu Pawła do Rzymian: „. . . Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan”. Po rozmowie poczułam wielką radość. Myślałam: „Pomsta należy do Boga, to znaczy, że jedynie Bóg ukarze tych chłopców, to nie należy do mnie”. To, co ja mogłam po ludzku zrobić jest nieporównywalne do tego, co Bóg może zrobić.

   I inna myśl przyszła do mnie – „Bóg jest Miłością”. Nie może On posłać zła komukolwiek i z jakiegokolwiek powodu. A jednak wciąż czułam się przygnębiona. Jak to: „Bóg kocha również tych napastników?” Przypomniałam sobie wypowiedź z książki Nauka i zdrowie z Kluczem do Pisma świętego, napisanej przez Mary Baker Eddy (str. 571, werset 16): „Zawsze i we wszystkich okolicznościach pokonuj zło dobrem.” I tu było powiedziane „zawsze”, a nie „wtedy, gdy”. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Czy to znaczy, że ja mam kochać tych napastników? Po ludzku, jest to niemożliwe! I tu miałam wskazówkę. Oczywiście, po ludzku jest to niemożliwe, ale możliwe jest to dzięki Bogu, dzięki mocy jego dobra. Tylko Miłość boska mogła mnie uwolnić od tego strasznego gniewu. Modląc się prosiłam Boga, aby oczyścił każdą moją myśl. Tak więc, kiedy kusiło mnie poczucie złości, nienawiści i usprawiedliwiania się, zatrzymywałam to. Pragnęłam w głębi serca wyrażać lepiej dobro, Boga. Po kilku dniach byłam całkowicie uwolniona od tych złych odczuć. Gdy opowiadam to zdarzenie, widzę jaki zrobiłam postęp w duchowym zrozumieniu. Nie żywię już goryczy w stosunku do czegokolwiek i kogokolwiek. Zdaję sobie sprawę, że potrzebna jest dyscyplina, aby być prawdziwym chrześcijaninem, ale za nasze wysiłki jesteśmy wynagradzani.

   Jestem nieskończenie wdzięczna Bogu za posłanie nam Jezusa Chrystusa i jego wiernej uczennicy Mary Baker Eddy.

Victoria Kalush Ford
Flint (Michigan) USA
------------------------

   Kiedy po ataku na mnie znalazłem się w szkole, mogłem zmyć krew z twarzy, a widząc opuchnięte oczy, myślałem: „W rzeczywistości jestem obrazem i podobieństwem Boga. Jestem jego duchowym odzwierciedleniem. Ponieważ On jest doskonały, ja jestem doskonały na Jego podobieństwo.” I wtedy przyszła mama, aby mnie zabrać. Kiedy wróciłem do szkoły, miałem tylko małego siniaka w okolicy oka. Nikt nie wiedział, kto mnie zbił, ale ja nie miałem do nikogo pretensji. Kiedy Jezus był na krzyżu, powiedział: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” ( Ewangelia Łukasza 23 : 34). I ja tak myślałem i dalej tak myślę.

Lukas Ford

 

Świadectwo uzdrowienia Ines M. Perkins z Phoenix, stan Arizona, USA (opublikowane po raz pierwszy w tygodniku Christian Science Sentinel, wydanie z 15.06.1957 r.)

   W Ewangelii Łukasza (rozdział 13, wersety 11-17) czytamy o pewnej kobiecie, która była tak zgarbiona, że w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Ja znajdowałam się w takim stanie przez ponad 50 lat. Trzech lekarzy powiedziało mi, że cierpię z powodu ekstremalnego przypadku reumatyzmu i że nie są oni w stanie mi pomóc. Trzeba było mnie karmić i cierpiałam na uporczywą bezsenność.

   Moja matka została uleczona przez Chrześcijańską Naukę z ostrego przypadku bezsenności, który nieomal doprowadził ją do szaleństwa. Kiedy zapytała mnie, czy chciałabym spróbować leczenia Chrześcijańską Nauką, zgodziłam się, ponieważ doszłam do przekonania, że to mi nie zaszkodzi, a cierpiałam już tak bardzo, że chciałam spróbować czegokolwiek.

   Moja matka wysłała wiadomość do tej praktykującej Chrześcijańską Naukę, która jej pomogła. Kiedy praktykująca weszła do mojego pokoju, usiadła przy łóżku i powiedziała: „Jutro rano powinnaś być na dworze w promieniach majowego słońca”. Wypowiedź ta wywołała we mnie oburzenie, ale jednocześnie wyrwała mnie z apatii, w którą popadłam, nie troszcząc się o życie, a właściwie modląc się, żebym umarła i żeby skończyło się moje cierpienie.

   Praktykująca następnie wyrecytowała na głos wiersz, o którym teraz wiem, że to był wiersz napisany przez Mary Baker Eddy. Potem przez dłuższą chwilę zapadła cisza, a ja wiedziałam, że ona leczy mnie myślowo. Wychodząc, powiedziała, że wróci jutro rano i spodziewa się spotkać mnie na dworze w słoneczny majowy poranek. Zaśmiałam się na głos z powodu jej optymizmu. Jednakowoż tamtej nocy mogłam normalnie zasnąć, a kiedy ona przyszła rano, byłam na dworze, ciesząc się majowym słońcem. Po trzech tygodniach zostałam całkowicie uzdrowiona i uzdrowienie okazało się trwałe.

 

Z depresji do radości

Świadectwo Kathleen Walker, Mountain Center, Kalifornia, USA, opublikowane w miesięczniku The Christian Science Journal, wydanie z października 2022 r.

   Wiele lat temu przeszłam ciężkie doświadczenie. Niespodziewanie uderzyła we mnie agresywna fala depresji. Było to tak paraliżujące doznanie, że nawet trudno było mi oddychać we właściwy sposób. Czułam się całkowicie przytłoczona. Wykonywanie takich prostych czynności jak przygotowanie posiłków i opiekowanie się moimi małymi dziećmi stało się trudne. Ogarnęły mnie myśli o śmierci i bezsensowności materialnego życia.

   W mojej rodzinie w okresie mojego dorastania pojawiły się przypadki choroby psychicznej; zaczęłam się więc bać, że oszaleje. Wiedziałam, że samobójstwo nie jest rozwiązaniem, ale nie wiedziałam też, jak będę mogła żyć w takich myślowych ciemnościach.
Któregoś trudnego popołudnia wybiegłam na podwórko w emocjonalnej panice, chodząc w tą i z powrotem. Krzyczałam, „Ojcze, Boże, modlę się każdego dnia. Dlaczego nie jestem uzdrowiona?” Pojawiła się natychmiastowa odpowiedź, „Ponieważ szukasz uzdrowienia, zamiast o nie walczyć”.

   To była odpowiedź, której potrzebowałam. Bóg nie daje nam uzdrowienia na tej podstawie, jak często i jak długo modliliśmy się do Niego. Tak jak słońce nigdy nie przestaje świecić, tak Bóg nieustannie obdarza nas miłością, która koryguje i uzdrawia. Ale my musimy chcieć odwrócić się od ciemnego pojęcia materialnego pojęcia życia i spojrzeć ku światłu Prawdy.

   Mary Baker Eddy pisze w podręczniku Chrześcijańskiej Nauki: „Poszukiwanie nie wystarcza. To walka umożliwia nam wejście. Duchowe osiągnięcia otwierają drzwi do wyższego zrozumienia boskiego Życia” (Nauka i zdrowie z Kluczem do Pisma świętego, str. 10).

   Przestudiowałam z pomocą konkordancji wszystko, co Nauka i zdrowie mówi na temat pragnienia i walczenia i nadal kontynuowałam codzienną modlitwę. Oprócz modlenia się podjęłam pewne praktyczne kroki, takie jak cicha komunia z Bogiem kilka razy w ciągu dnia, zaczęłam też stwierdzać moją jedność z boskimi cechami, które mogą być wywnioskowane z siedmiu synonimów Boga, które przedstawia Nauka i zdrowie – Życie, Prawda, Miłość, Umysł, Dusza, Duch i Zasada. Kiedy wykonywałam domowe zajęcia i załatwiałam różne sprawy deklarowałam w myśli, że boska Miłość wspiera każde właściwe działanie.

   Zrozumiałam, że walczenie oznacza mocne trwanie przy duchowym natchnieniu, które do mnie przychodziło – chodzenie z tym natchnieniem i odrzucanie pokusy, aby pogrążyć się na nowo w strachu i użalaniu się nad sobą. Na początku było to trudne, ale stopniowo stawało się to coraz łatwiejsze.

   Pewnego dnia, wkrótce po tym, jak postanowiłam praktycznie wcielać moją modlitwę w życie, zamiatałam podwórko i usłyszałam, jak nucę sobie pewną melodię. Roześmiałam się na głos w obecności grupy hałaśliwych modrosójek, które na swój ptasi sposób dawały mi do zrozumienia, że przeszkadzam im w poszukiwaniu pokarmu. Uświadomiłam sobie wtedy, że jestem uzdrowiona. Myślowa ciemność zniknęła. Jakże byłam wdzięczna za to, że znowu mogłam odczuwać radość! To było 25 lat temu i od tego czasu depresja nigdy się już nie pojawiła. Jestem bardzo wdzięczna za Chrześcijańską Naukę.